Trener osobisty – Gdańsk

-Szkoleń ukończyłem kilkadziesiąt. Studia jakieś tam mam. Ba! Nawet z 3 kierunki.
Niemniej nie wyróżnia mnie to w żaden sposób na tle innych dietetyków i trenerów online, których ofertę znajdziesz w Internecie.

Stąd zanim opowiem Ci, w jaki sposób od ponad 15 lat utrzymuję się w branży,
w której większość trenerów i dietetyków kończy działalność po mniej, niż 2 latach, pozwól że zadam Ci dwa pytania:

Czy zdarzyło Ci się zgłosić do trenera personalnego, bo chciałeś trochę schudnąć i mieć więcej w bicku,
a ten rozpisał Ci trening, gdzie godzinę mobilizowałeś biodra, a przez resztę czasu uczyłeś się salta lub gry na tamburynie?
Po pół roku byłeś świetnym muzykantem, ale w łapie nadal miałeś tyle samo, a jedyne, co zeszczuplało, to Twój portfel?

A może dietetyk Cię skusił, bo w jadłospisie obiecał słodycze i fast foody,
a potem Twoje ulubione „Fit Kinder Bueno” okazało się być skyrem posypanym kakao, a burger grahamką z kurczakiem z parowaru?

No właśnie.

Być może Twój poprzedni trener robił świetne salta, a dietetyk pamiętał ze studiów,
że dekarboksylacja oksydacyjna pirogronianu to kluczowy punkt kontrolny łączący glikolizę z cyklem Krebsa.
Ja salta nie potrafię, z biochemii też pamiętam niewiele, za to mam jedną ogromną zaletę,
której brakuje większości osób zajmujących się zdrowym stylem życia….
…nie jestem „Fit świrem” zakochanym w siłowni i zdrowym odżywianiu.

Owszem, na siłowni lubię poćwiczyć, ale nie robię z tego religii ani nie wmawiam podopiecznym,
że podnoszenie ciężkich rzeczy jest bardziej skomplikowane, niż chemia kwantowa.

Jeszcze większą radość sprawia mi dobre jedzenie.
Nie potrafię więc udawać, że pieczone tofu panierowane w płatkach owsianych to „fit schabowy”.
W mojej pracy największą satysfakcję daje mi ten moment, gdy patrzę na gotowy jadłospis i myślę sobie „kurde, wygląda smacznie”.

Przez ostatnie 15 lat pomyślałem tak już ponad 11000 razy – tylu osobom pokazałem, że jedząc normalnie można poprawiać zdrowie i sylwetkę.

Niektórym pomagam zgubić trochę z brzucha przed urlopem, czasem rozpiszę plan „na masę”,
ale najczęściej pracuję z osobami, które do zrzucenia mają 20, 30, a czasem i więcej kilogramów.
Wielu z nich wcześniej wielokrotnie szukało pomocy u trenerów i dietetyków,
ale za każdym razem odbijało się od ściany przez zbyt wymagające plany, których nie dało się utrzymać w normalnym życiu.

Np. Morten, który pomimo dużych problemów zdrowotnych zgubił pod moim okiem 44,5 kg i 120 cm z obwodów.
Albo Kacper, który był bardzo wymagającym podopiecznym i tolerował jedynie potrawy smażone na dużej ilości tłuszczu,
a mimo to udało mu się stracić 46,5 cm z pasa. Zdjęcia z metamorfoz znajdziesz w mojej galerii.

Moi podopieczni doceniają nie tylko treningi i jadłospisy „szyte na miarę”,
ale też świetny i błyskawiczny kontakt oraz poczucie „zaopiekowania”  – wiedzą, że ktoś faktycznie ich prowadzi, zamiast wysyłać gotowy plan i zapomnieć.

To właśnie dlatego aż 9 na 10 osób, które zaczynają ze mną 3-miesięczną współpracę, zostaje na dłużej – przedłużając konsultacje o przynajmniej kolejne 3 miesiące, a wielu zostaje na lata.

Jeśli chcesz przekonać się, jak to wygląda w praktyce, zrób pierwszy krok – zamów konsultację i zacznij swoją zmianę.